Publiczność odkryła mnie na nowo

Podczas Niedzieli z powiatem na scenie pojawiła się uwielbiana przez młodszych i starszych Majka Jeżowska. Artystka jeszcze przed występem opowiedziała nam m.in. o tym, co zmienił koncert w Kostrzynie nad Odrą i od czego uzależniła się w czasie pandemii.Majka Jeżowska

Występuje pani zarówno na wielkich estradach, jak i na małych scenach podobnych do tej we Wrześni. Czy odczuwa pani jakąś różnicę pomiędzy dużymi a bardziej kameralnymi koncertami?

Nie, dlatego że publiczność wszędzie jest podobna i zasługuje na szacunek oraz 100% mojej energii i zaangażowania. Mam na scenie zespół składający się z fantastycznych muzyków. Razem tworzymy atmosferę współpracy i radości z tego, co robimy. Cieszę się, kiedy widzę ludzi, którzy dobrze się bawią. Jeśli nie są w najlepszych humorach (chociaż rzadko się to zdarza), to staram się jeszcze bardziej. Różnica jest tylko taka, że po koncercie raz podpisuję autografy dłużej, a raz krócej. Na imprezach takich jak Niedziela z powiatem jest więcej czasu, by zejść ze sceny, usiąść na spokojnie przy stoliku, zaprosić ludzi po autografy, zrobić zdjęcia, podpisać płyty i plakaty. Czasem jest więcej osób, czasem mniej, ale i tak zawsze robimy swoje.

Czy to pani pierwsza wizyta w naszym powiecie?

Byłam we Wrześni na pewno kilka razy, dlatego mam nadzieję, że dobrze znamy się z tutejszą publicznością. Chociaż wiadomo, że przybywa młodego pokolenia, więc niektóre dzieciaki będą na moim koncercie pierwszy raz.

Nie ma co ukrywać, że jest pani kojarzona przede wszystkim jako piosenkarka śpiewająca właśnie dla najmłodszych.

Przedszkolaki, nawet jeśli znają moje piosenki, to raczej nie łączą ich ze mną. Czasem, kiedy usłyszą, że śpiewam je podczas koncertu, mówią: – Aaa, to ta pani! Wszystkie utwory, które powstawały na przestrzeni kilkudziesięciu lat, pisałam dla dzieci w wieku szkolnym. Zawsze poruszam tematy ważne dla rozwoju dziecka. Pojawia się w nich nutka edukacji. Okazuje się, że pokolenie obecnych 30- czy 40-latków, kiedy teraz słucha moich piosenek, stwierdza, że są one mądre, uniwersalne i cały czas aktualne.

Czego uczą pani piosenki?

Przede wszystkim pozytywnego spojrzenia na świat. Mówią o ekologii, szacunku wobec ludzi i zwierząt. Oczywiście jest to zasługa autorów tekstów, takich jak Agnieszka Osiecka czy Jacek Cygan, których do dzisiaj uznaje się za najlepszych tekściarzy. Stąd olbrzymia wartość tych piosenek. Ja zajmuję się muzyką, melodiami. To, że wpadają one w ucho i są oryginalne, to z kolei moja zasługa. Wszystko razem tworzy repertuar, z którego jestem najbardziej dumna i który jest moim skarbem. Te utwory cały czas żyją, są w podręcznikach szkolnych, śpiewa się je na festiwalach i przeglądach piosenek. Ich „zastosowania” są bardzo różne. Starałam się, by moje piosenki uczyły różnych rytmów. To nigdy nie była muzyka jednorodna. Czerpię inspirację z muzycznego bogactwa całego świata.

Czy przyklejona do pani łatka piosenkarki dla dzieci nie stała się z czasem irytująca?

Taka łatka czy szufladka funkcjonowała przez wiele lat, ale odkleiła się ona ode mnie za sprawą występu w Kostrzynie nad Odrą na Pol’and’Rock Festivalu (dawny Przystanek Woodstock – przyp. red.) w 2019 roku. Ja sama się nie zmieniłam, ale zmieniła się moja publiczność, która dorosła, dojrzała i odkryła mnie na nowo. W tym i w ubiegłym roku dałam wiele koncertów dla „dużych dzieci”. Wróciłam właśnie z Rzeszowa, gdzie wystąpiłam na juwenaliach. Grałam tam o godzinie 22, po heavymetalowym zespole Nocny Kochanek, a przed Smolastym. Skład artystyczny podczas takiej imprezy dla studentów zupełnie nie jest kojarzony z moją twórczością, a jednak ja tam egzystuję. Ludzie, którzy tego dnia byli pod sceną, stwierdzili, że również mój repertuar jest dla nich, że stanowi część ich życia. Podczas koncertu studenci bawili się jak dzieci. To jest coś niesamowitego, że te piosenki mogą dalej żyć, ale w innym wymiarze. Dzisiaj też będziemy grać bardzo rockowo. To będzie właściwie odzwierciedlenie koncertu z Kostrzyna.

Wydaje mi się, że tworzenie nowych, dobrych aranżacji starych piosenek jest możliwe wtedy, kiedy mamy do czynienia z jakościowymi utworami.

Tak, to muszą być po prostu dobre piosenki. Harmonię i aranżację zawsze można zmienić, ale tekstu i melodii nie zmienimy. To sposób grania jest inny, np. bardziej gitarowy, rockowy. „Laleczka z saskiej porcelany” była bardzo sentymentalnym utworem, przy którym płakały wszystkie dziewczynki, a w Kostrzynie wzruszali się przy nim dorośli faceci. To naprawdę wielki przeskok.

Muszę zapytać, jak radziła sobie pani w czasie pandemii i obostrzeń, które dla artystów były szczególnie dotkliwe.

Uzależniłam się od telefonu. Wcześniej w ogóle nie rozumiałam, jak można spędzać tyle czasu, grając w gry, a w czasie pandemii sama zaczęłam to robić. Moja praca jest uzależniająca. My, artyści kochamy to, co robimy i jesteśmy przyzwyczajeni do adrenaliny, nawet jeśli nie koncertujemy codziennie. Dostajemy dawkę sympatii od publiczności i brawa, wiemy, po co żyjemy. Występy są sensem naszego życia i nagle tego nie ma. Musiałam znaleźć nowy sposób nagradzania siebie. Przechodzenie na kolejne poziomy w grach było dla mnie nagrodą. W pewnym momencie przestałam oglądać serwisy informacyjne. Czułam, że muszę się odizolować od negatywnych rzeczy, które nam prezentowano każdego dnia. To był mój sposób na to, by nie ulegać ogólnej depresji. Pomyślałam, że będzie, co ma być, że muszę stworzyć swój własny świat, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Miałam kontakt z bardzo wąskim gronem osób i jakoś to przetrwałam.

Realizuje się pani nie tylko na scenie, ale również poprzez udzielanie się w wielu fundacjach. Czym się one zajmują?

Wszystko zaczęło się od Orderu Uśmiechu, który jest wyróżnieniem, ale i zobowiązaniem, żeby przez cały czas być przyjacielem dzieci. Udzielam się przede wszystkim w Fundacji Ronalda McDonalda wspierającej dzieci chorujące na nowotwory. Jej działania polegają na organizowaniu szkoleń dla lekarzy pierwszego kontaktu oraz badań dla najmłodszych w specjalnym ambulansie, który jeździ po całej Polsce, a także prowadzeniu domów rodzinnych przy szpitalach w Krakowie i Warszawie. Można powiedzieć, że są to darmowe, czterogwiazdkowe hotele dla całych rodzin, które dzięki temu mogą być blisko hospitalizowanych dzieci. Najdłuższy pobyt w takim domu, o którym wiem, trwał prawie rok. Jako fundacja jesteśmy dumni z funkcjonowania tych miejsc. Naszym zadaniem jest ich utrzymywanie, rozwijanie wolontariatu oraz współpraca z firmami oferującymi różne towary i usługi za półdarmo. To ogromne przedsięwzięcie.

Druga organizacja, w której działam, to UNICEF Polska. Jestem tam Ambasadorem Dobrej Woli. Rozwijam własną akcję pod nazwą „Wszystkie kolory świata”. Zgłaszają się do niej placówki oświatowe, w których następnie szyte są szmaciane laleczki. Później wystawia się je na licytacje w całej Polsce. Pozyskane środki pozwalają ratować życie dzieci w krajach Trzeciego Świata, tam gdzie nie ma dostępu do medycyny i szczepień. Placówki biorące udział w akcji mogą wygrać mój koncert.

Wspomniała pani o ekologicznym przekazie swoich piosenek. Rozumiem, że jest pani miłośniczką przyrody.

Oczywiście, że tak. Jestem orędowniczką wszystkich zwierząt. Często udzielam się w akcjach promujących adopcję czworonogów albo takich, których celem jest zbieranie funduszy na utrzymanie konkretnego schroniska. Staram się być przykładem, jak pozytywnie żyć, jak pomagać, choć może nie zawsze mi się to udaje, bo jestem tylko człowiekiem, a nie chodzącą instytucją.

Myślę, że osoby publiczne powinny angażować się w ważne sprawy. Sama na przykład od niedawna jestem youtuberką. Zachęcam gorąco do subskrypcji mojego kanału, na którym co tydzień pojawiają się nowe vlogi. Jestem z nich bardzo zadowolona, ponieważ nigdy nie miałam swojego telewizyjnego programu rozrywkowego, a one są tworzone właśnie w takiej konwencji. Można tam znaleźć wiele interesujących materiałów. Najczęściej publikuję te z podróży czy spotkań z ciekawymi ludźmi. Jeden z odcinków poświęcony jest mojemu najnowszemu teledyskowi do utworu „Nie wciągaj mnie”. To piękny klip do bardzo feministycznej piosenki, która daje kopa dziewczynom i kobietom. Występują w nim aktorki, aktywistki i działaczki, a nawet moja synowa i mała wnusia. Na kanale można znaleźć też relacje z podróży do Szkocji, dokąd pojechałam z zespołem. To nasza pierwsza wizyta w tym kraju. Byliśmy tam naprawdę z niecierpliwością wyczekiwani. Nasz koncert trwał godzinę, a podpisywanie autografów i robienie zdjęć – dwie. Na kanale jest też odcinek o kaczce Krystynce, która od siedmiu lat składa jajka na moim tarasie na czwartym piętrze. Każdego roku wykluwają się z nich małe kaczuszki.

Pani przygoda z piosenką dla dzieci rozpoczęła się, gdy postanowiła pani nagrać utwór A ja wolę moją mamę dla syna Wojtka. Niedawno została pani babcią. Czy w takim razie planuje już pani coś dla wnuczki?

W tej chwili nie, dlatego że teraz napawam się moim drugim życiem. Nie jestem postrzegana już wyłącznie jako wykonawczyni piosenek dla dzieci, ale jako artystka estradowa, która bawi publiczność w każdym wieku. Kiedyś bywało tak, że 12- czy 14-latki mówiły – Majki Jeżowskiej to tylko dzieci słuchają. Dzisiaj 20- i 30-latkowie wrzucają na Instastory fragmenty z mojego występu i mówią, że to najlepszy koncert w ich życiu. To wszystko zaczyna się wymykać z jakichkolwiek ram. Albo ktoś chce tego słuchać i się bawić, albo nie. Moja wnuczka ma dopiero pięć miesięcy, więc jest jeszcze za mała, żeby docenić moje piosenki. Myślę, że zrobię coś z myślą o niej, gdy sama zapyta, czy mogę dla niej zaśpiewać albo przyjdzie na mój koncert. Wtedy pewnie poczuję taką potrzebę. Teraz cieszę się, że jestem rockandrollową babcią i mogę sobie na dużo więcej pozwolić i na scenie, i w zachowaniu. To jest swojego rodzaju wolność. Pracuję też nad repertuarem na nową płytę, chociaż uważam, że obecnie ich wydawanie nie ma za bardzo sensu. Większość osób nawet nie ma już gdzie ich odtwarzać. W tej chwili zależy mi najbardziej na tym, żeby co jakiś czas wypuszczać dobre piosenki, tzw. single. Dopiero, kiedy odczuję jakąś społeczną presję, zdecyduje się na wydanie całej płyty. Może będzie to winyl jako gratka dla fanów czy kolekcjonerów…

Rozmawiała Monika Tomczak