Wyznaczanie granic

"Rodzice niewiele mogą tu pomóc; najlepsze, co mogą zrobić, to przeżyć, przeżyć w stanie nienaruszonym, bez zmiany podejścia do życia, bez porzucenia jakiejkolwiek ważnej zasady. Co nie znaczy, że nie mogą sami stawać się dojrzalsi.”
D. W. Winnicott Dom jest punktem wyjścia


Mowa tu oczywiście o okresie dojrzewania, do którego chciałabym powrócić. Szczególnie do zagadnienia potrzeby stawiania granic dorastającemu dziecku, do czego w dalszym ciągu spróbuję siebie i państwa motywować. Posłużę się dziś, zgodnie z zapowiedzią sprzed dwóch tygodni, teorią autora powyższego cytatu. Rodzice bowiem niewiele, a w zasadzie nic nie mogą zrobić, by przyspieszyć dojrzewanie swoich dzieci, ale robią wiele, dając im na to czas i trwając przy nich w ciągłej gotowości do twórczej konfrontacji.

Na zachętę, abyście przyjaznym okiem spojrzeli na Winnicotta, powiem, że sukces wychowawczy upatruje on w „wystarczająco dobrym środowisku”. Dla optymalnego rozwoju wystarcza „wystarczająco dobra matka”, która czasem „zawodzi” po to, by konfrontować swoje dziecko z rzeczywistością i w ten sposób przygotowywać je do życia w niej. Ten, jak się zdaje, pogodny i pozytywnie do życia nastawiony człowiek, nie wymaga od rodziców perfekcji, uznając ją za właściwość maszyn. To niedoskonałość przynależna ludzkiej naturze z racji adaptacji do potrzeb jest źródłem właściwego dla rozwoju otoczenia. Nie należy jednak mylić wystarczająco dobrej opieki z opieką mierną, ale z dostosowaną do zmieniających się wymagań dziecka, tak by umożliwić mu rozwój. Żywiąc nadzieję, że zachęciłam was do poznania poglądów Winnicotta na temat dojrzewania, a szczególnie stawiania granic, spieszę się do tego odwołać.

Winnicott był pediatrą, ale też psychoanalitykiem i swe poglądy opierał na tym, co dostrzegał, co odczytywał podczas swojej pracy, w nieświadomych fantazjach pacjentów. Uznał on, że przewodnim motywem i źródłem emocji u młodzieży jest nieświadoma fantazja o charakterze agresywnym, związana z zajęciem miejsca rodzica. Winnicott przytacza tutaj grę, w którą często, w różnych formach, od wieków bawią się dzieci w okresie wczesnoszkolnym, a która w fazie dojrzewania przedzierzga się w rzeczywistość. Zabawę tę charakteryzują dwa podstawowe stwierdzenia: „Jestem królem zamku” i „A ty jesteś wstrętnym łobuzem” lub „Uciekaj wstrętny łobuzie”. Pierwsze z nich to stwierdzenie własnego istnienia, które stanowi osiągnięcie w rozwoju emocjonalnym i oznacza śmierć rywala lub uzyskanie nad nim przewagi. Następnie wstrętny łobuz obala króla i zajmuje jego miejsce.

Jeśli dziecko ma stać się dorosłym, musi dokonać tego przejścia ponad martwym ciałem dorosłego (Winnicott). Aby młody człowiek osiągnął dojrzałą tożsamość, musi zabić w sobie rodzica pozostając w rzeczywistości w dobrej relacji z nim. Jest to trudne dla obu stron. Dziecko przeżywa poczucie winy wzmocnione rosnącą w tym okresie witalnością i tężyzną fizyczną, która sprzyja nieświadomej fantazji. Rodzic doświadcza ciągłych ataków i może być tym zmęczony. Wszystko to rozgrywa się głównie w sferze nieświadomości. Tym, co obserwujemy, jest niedookreślone i czasem niezrozumiałe do końca poczucie walki czy szarpaniny, pojawiające się poczucie winy i lęku. W rzeczywistości jesteśmy atakowani przez idealne wizje naszych dzieci, ich wysokie wymagania, nierealne oczekiwania, oskarżani czasem o brak doskonałości. To wszystko może przerażać. Ale wyobraźmy sobie teraz, że w tym momencie mamy dosyć i oddajemy władzę dziecku, które jej się domaga. Abdykujemy wówczas, gdy właśnie chcą nas zabić. Psujemy całą zabawę, ale co ważniejsze, zmuszamy nasze dziecko do porzucenia swojej niedojrzałości, gdy nie jest na to gotowe. Tego zrobić nie możemy. Niedojrzałość jest w wieku dojrzewania istotnym objawem zdrowia psychicznego. Musimy zatem pozwolić dziecku na nią. Na to by nas atakowało, niszczyło, bombardowało swoimi ideałami, nie biorąc odpowiedzialności za nie. W jego niedojrzałości tkwi twórczy impuls, który czasem porusza światem i z którego należy korzystać. Gdy zbyt wcześnie dziecko przejmuje odpowiedzialność, zabija w sobie ten impuls i musi udawać dorosłego, chociaż nim nie jest. Zadaniem dorosłego jest konfrontacja, przyjęcie ataku, trzymanie granic, wytrzymywanie krytyki i pozostawanie przy istotnych, uznanych przez siebie wartościach. Najistotniejszym wyzwaniem dla rodzica nastolatka jest przetrwać w miarę niezmienionym stanie nie oddając władzy dziecku.

Byśmy potrafili być w tym czasie dojrzali „jak nigdy przedtem i potem”.

Karolina Żak