Wielkopolskie zwyczaje wielkanocne
Palenie żuru
Polegało ono na zakopywaniu, rozbijaniu lub paleniu garnków z żurem. Działo się tak dlatego, że był on jedną z najczęściej przygotowywanych potraw w czasie Wielkiego Postu i ludzie mieli go już po prostu dość.
Wiara w ubożęta
Dawniej wierzono, że chatą i obejściem opiekują się małe duszki zwane ubożętami. W Wielki Czwartek pozostawiano dla nich okruchy chleba, a także resztki jedzenia. W tym dniu nie pieczono chleba, aby w żaden sposób nie zaszkodzić małym opiekunom mieszkającym
w piecach.
Kąpiel w Wielki Piątek
W dniu męki i śmierci Chrystusa woda miała nabierać cudownej mocy, dlatego o świcie należało wykapać się w pobliskim zbiorniku wodnym. Takie pluskanie zapewniało zdrowie przez cały rok.
Boże rany
W Wielki Piątek rodzice (najczęściej matki) delikatnie uderzają dzieci rękoma, gałązkami, rózgą, bądź paskiem. Również małżonek może oberwać od żony. „Oprawcy” wołają przy tym: „Boże rany!”. Zwyczaj ten ma przypominać o biczowaniu Jezusa i do tej pory często można się z nim spotkać.
Wyścig do domu po rezurekcji
Zwyczaj ten był niegdyś bardzo popularny i w niektórych miejscach Wielkopolski przetrwał do późnych lat 80. XX wieku. W każdą niedzielę wielkanocną ludzie powracający z porannej mszy ścigali się do swoich domów. Początkowo pieszo, konno lub wozami, później także samochodami. Zwycięzca miał jako pierwszy zakończyć żniwa.
Przywoływanka
Ta kontrowersyjna tradycja przetrwała w wielkopolskich wsiach do okresu międzywojennego. W Wielką Sobotę chłopcy wspinali się na dachy domów i budynków gospodarczych po to, by ogłosić listę przewin i wad wszystkich dziewcząt zamieszkujących miejscowość. Jako pokutę wyznaczano im odpowiednią liczbę wiader wody, którymi miały zostać oblane w lany poniedziałek. Spokojnie mogły spać dziewczyny mające adoratorów, którzy wykupili je za alkohol. Te oblane również nie miały się czym przejmować, ponieważ woda miała zmyć ich winy. W najgorszej sytuacji znajdowały się dziewczęta nie mające adoratorów, a mimo to pozostające suche. Oznaczało to bowiem, że żadna ilość wody nie była w stanie zmyć ich grzechów, co przysparzało im wielkiego wstydu.
Wielkanocni „kolędnicy”
Poniedziałek wielkanocny większości z nas kojarzy się z dyngusem, czyli oblewaniem się wodą. Nie każdy jednak wie, że niegdyś na terenie Wielkopolski popularnym zwyczajem było wędrowanie od wsi do wsi grup przebierańców przypominających bożonarodzeniowych kolędników. Śpiewali oni piosenki i recytowali wiersze w zamian za drobne upominki, zazwyczaj w formie jedzenia, np. jajek, wędlin czy ciast. W różnych częściach województwa tradycja ta miała odmienne nazwy, a więc można było: chodzić z kurkiem, kokotkiem lub siwkiem, a także organizować pochody z niedźwiedziem. Zabawie towarzyszyło tak zwane murzenie, czyli smarowanie wszystkich sadzą najczęściej przez osoby przebrane za kominiarzy lub diabły.
Monika Tomczak